wtorek, 25 lutego 2014

Start-up z Polski zdobywa świat! 


Dziś przedstawiamy ciekawy pomysł młodych Polaków, którzy są w trakcie tworzenia genialnego produktu. Połączenie najnowszych technologii z badaniem mózgu, czyli organem który kryje przed ludźmi masę zagadek. Twórcy znaleźli się na 3 miejscu rankingu 50 najbardziej kreatywnych w biznesie według magazynu Brief. Kamil Adamczyk, Janusz Frączek i Krzysztof Chojnowski stworzyli specjalną maskę NeurOn, która umożliwia zarządzanie przez użytkownika swoim snem w sposób optymalny, zgodny z jego fazami.Zapraszamy do zapoznania się z drogą do sukcesu Start-upu IntelClinic. Wywiad przeprowadzony przez: web.gov.pl. 






Izabela Skolimowska, web.gov.pl: Od kilku miesięcy Internet huczy o Waszym sukcesie. Najpierw Global Webit Startup Challenge, potem spektakularna zbiórka na Kickstarterze, krótko po tym sukces na Le Web w Paryżu. Czy to oznacza, że już niedługo będzie można kupić maskę? Wiadomo, ile będzie kosztować?
Kamil Adamczyk, CEO IntelClinic: W maju planujemy wysłać pierwsze 500 sztuk do osób, które wsparły nas na Kickstarterze. Obiecaliśmy, że do maja trafią do nich gotowe produkty i nie planujemy tu żadnych opóźnień. Następnie chcielibyśmy rozpocząć już sprzedaż komercyjną na całym świecie. Maskę każdy będzie mógł kupić bezpośrednio przez internet i będzie ona kosztować w granicach 150-200 dolarów. Prowadzimy równocześnie rozmowy z potencjalnymi dystrybutorami.
Cofnijmy się nieco w czasie, dwoje studentów spotyka się i zastanawia wspólnie nad wykorzystaniem nowoczesnych technologii do badania ludzkiego mózgu, potem do zespołu dołącza specjalista do sztucznej inteligencji i tak rodzi się pomysł na maskę do snu polifazowego, która ma rozwiązać problemy milionów ludzi, ciężko pracujących i mających mało czasu na sen. Na pierwszy rzut oka – produkt przełomowy. Ale jak zawsze z nowinkami technologicznymi, ma również spore grono sceptyków. Czy  NeurOn ma szasnę zyskać taką popularność jak smartfon?
Mamy nadzieję, że to będzie rozwiązanie przełomowe, chociaż zdajemy sobie sprawę, że bariera wejścia jest ogromna. Nie chcemy skracać czasu snu do 2 godzin, jak podają media, ale zwrócić uwagę społeczeństwa na to, że sen jest ważny i edukować, że jest możliwe zarządzanie czasem snu w taki sposób, by praca w ciągu dnia była bardziej efektywna. Nasz produkt ma wspomagać ludzi w czasie wzmożonej aktywności organizmu, wtedy, gdy nie mają czasu na sen biologiczny, który jest najbardziej potrzebny i nic na dłuższą metę nie będzie w stanie go zastąpić. Sen polifazowy w takich przypadkach jest najlepszym rozwiązaniem, z medycznego punktu widzenia wiemy jednak, że nie stanie się sposobem na życie. Chcielibyśmy po prostu, żeby maska NeurOn stała się przewodnikiem osób zapracowanych i ułatwiała im funkcjonowanie w ciągu dnia.  
Większość startupowych sukcesów to głównie biznesy internetowe. Chyba nie jest łatwo stworzyć produkt, który wykorzysta nowoczesne technologie, a zarazem rozwiąże jakiś problem codziennego życia. Jak to było w Waszym przypadku? Czy od początku wiedzieliście, że założycie startup? Co wpłynęło na decyzję o przekuciu pomysłu w  biznes?
Moim pierwszym pomysłem na biznes, który rozwijałem w Akademickich Inkubatorach Przedsiębiorczości,  była agencja edukacyjna, łącząca uczniów z nauczycielami. Równolegle założyłem na swojej uczelni Koło Neurochirurgiczne, ponieważ funkcjonowanie mózgu bardzo mnie wówczas zaintrygowało, ale nie wiązałem jeszcze swojej przyszłości z biznesem, chciałem zostać lekarzem. Stało się jednak inaczej w momencie, gdy poznałem chłopaków –  Janusza i Krzyśka, którzy byli inżynierami. Dostrzegłem wtedy wiele możliwości wykorzystania nowoczesnych technologii w medycynie i narodził się pomysł, by innowacje wykorzystać w ułatwianiu i doskonaleniu jakości naszego życia. Wszyscy trzej bardzo zaangażowaliśmy się w ten temat, wiedzieliśmy, że mamy duży potencjał w rękach. Myśleliśmy jednak przede wszystkim o tym, żeby wymyśleć coś nowego, przełomowego, co pomoże ludziom, niż, że chcemy od razu zarabiać.
Jaką rolę w waszym sukcesie odgrywają mentorzy i jakie są wasze oczekiwania wobec tych osób?  
Mentorzy pełnią kluczową rolę, są nawet ważniejsi niż pieniądze, które się dostaje. Ważne jest jednak, jak się z mentorem współpracuje, bo czymś innym będzie współpraca z mentorem, który od czasu do czasu umawia się na spotkanie czy rozmawia przez internet, a czymś innym współpraca z mentorem ramię w ramię i jego zaangażowanie w osiągnięcie sukcesu.  Jeśli do tego mentor jest dla młodego przedsiębiorcy autorytetem to jest to sytuacja idealna.
A czego startup może oczekiwać od mentora?
Zdobywaliśmy pierwsze doświadczenia w Akademickich Inkubatorach Przedsiębiorczości, z których wyszliśmy z głową pełną pomysłów oraz wieloma propozycjami ze strony inkubatorów. Postanowiliśmy jednak skorzystać ze wsparcia prywatnego inwestora, przede wszystkim dlatego, że miał najbogatszą sieć kontaktów, których nam brakowało. Padło na Krzysztofa Kowalczyka z HardGamma Ventures, który był naszym przewodnikiem, a także nas rozliczał z efektów. Mentor nigdy nie narzucał nam swojego zdania, nie mówił, co mamy robić, ale swoimi radami dawał kierunek naszym działaniom. Moim zdaniem to idealny model.
Innowacyjne projekty bardzo dużo kosztują, w Polsce startupowcy próbują zazwyczaj zdobyć dotację albo szukają inwestora. Wy oprócz pomocy inwestora, zdecydowaliście się na finansowanie społecznościowe. Jak wspominacie grudniową akcję na Kickstarterze i czym różni się tego typu finansowanie od dotacji unijnej? 
Finansowanie społecznościowe w mojej ocenie wiąże się z większą odpowiedzialnością. Pieniądze publiczne beneficjenci wydają lekką ręką, sądząc, że jak się biznes nie uda – to nikomu nie będzie szkoda, a odpowiedzialność ogranicza się jedynie do niezrealizowania projektu i rozliczeń z instytucją udzielającą wsparcia. Finansowanie społecznościowe ma to do siebie, że pojedyncze osoby stają się inwestorami, a my obiecujemy im dostarczenie gotowego, działającego produktu, wchodzimy z nimi w relację, która  bazuje się na zaufaniu tysiąca, nieraz milionów ludzi. Mamy świadomość tego, że nie możemy zawieść, ponieważ te osoby dały nam swoje pieniądze, wierząc w nasz sukces. Innym atutem finansowania społecznościowego jest również to, że upubliczniamy swój pomysł, poddajemy go krytyce, a tym samym zyskujemy rozgłos. Zaczynamy być na świeczniku, otwieramy swoje pokoje, pokazujemy jak pracujemy czy publikujemy raporty. W finansowaniu społecznościowym samoistnie wykształciła się taka praktyka, że firma, która zbiera fundusze jest przejrzysta i musi zapracować na zaufanie, zwłaszcza, że zazwyczaj nie ma jeszcze gotowego produktu, a jedynie koncept.
Czy w Polsce finansowanie społecznościowe ma szansę powodzenia?
Dużo zależy od skali, o jakiej mówimy. Dla inwestycji rzędu 20-30 tys. zł mamy wiele przykładów, że zbiórka społecznościowa się w Polsce udała. Istnieją już portale jak wspieram.to, czy Polak Potrafi. Jednak, jeśli chce się budować globalny produkt, lokalne działania tu nie wystarczą i należy skorzystać z dużych serwisów, takich jak właśnie Kickstarter. Trafiamy od razu na wiele rynków docelowych, na które byłoby bardzo trudno trafić wybierając inną drogę.
Na Kickstarterze udało Wam się zebrać pięć razy więcej funduszy niż zakładaliście. Na jakim etapie rozwoju jest obecnie IntelClinic? Jakie macie plany?  
Naszym priorytetem jest obecnie rozpoczęcie sprzedaży maski NeurOn. Zebrane środki zamierzamy przeznaczyć na dalsze prace udoskonalające, redesign i maksymalne dopasowanie produktu do potrzeb klienta. Nie chcemy jednak docelowo skupiać się tylko na jednym produkcie, chcemy się rozwijać i zbudować cały ekosystem produktów. Rozszerzamy także zespół.
Wielu młodych ludzi zastanawia się nad założeniem własnej firmy, do takiej aktywności zawodowej coraz częściej zachęcają także media , inkubatory przedsiębiorczości, kusi także możliwość wsparcia publicznego. Co mógłbyś poradzić studentowi, który ma innowacyjny pomysł, ale nie wie, jak się zabrać za tworzenie własnego biznesu? Jaka ścieżka byłaby dla niego odpowiednia?
Na początek na pewno trzeba znaleźć społeczność osób, które robią już podobne rzeczy i włączyć się w ich wspólne działania. Dobrze jest zawrzeć przyjaźnie i znajomości, prowadzić rozmowy i nie bać się, że ktoś wykradnie nasz pomysł na biznes, bo jest on wart tylko złotówkę plus VAT, a reszta to jego wykonanie. Warto też interesować się tym światkiem, znaleźć adekwatne wzorce za granicą i uczestniczyć w wielu konferencjach. Wedrzeć się wręcz do społeczności, bo samemu zacząć jest bardzo trudno.
Nie od dziś wiadomo, że największe sukcesy rodzą się w Dolinie Krzemowej. Czego brakuje polskim startupom i dlaczego muszą wyjechać do Stanów, żeby dowiedziano się o nich w Polsce? Jak oceniasz polskie środowisko startupowe?
Moim zdaniem wygląda całkiem OK., brakuje w Polsce tylko mentorów, którzy mogliby nam powiedzieć, jak osiągnąć sukces za granicą. Polskie startupy mają ogromny potencjał, ale brakuje im wiedzy, jakie decyzje podejmować, żeby się rozwijać. Mamy na polskim rynku przykłady świetnych biznesów, które potwierdzają, że w Polsce biznes da się zrobić. Żeby zostać zauważonym przez świat, trzeba jednak w pewnym momencie pojawić się w Dolinie Krzemowej, bo tam są zwrócone oczy wszystkich. Nie trzeba się przy tym wyrzekać bycia polską spółką, bo robienie biznesu w Polsce nie koliduje z ekspansją zagraniczną. Taki jest też nasz cel - tworzymy nasz produkt w Polsce, tu zatrudniamy ludzi i wymyślamy nowe produkty, ale sprzedajemy je globalnie. Mamy w Polsce świetnych specjalistów i nie wyobrażam sobie, żeby przenosić myśl konstrukcyjną firmy za granicę.
W zeszłym tygodniu znaleźliście się na 3 miejscu rankingu 50 najbardziej kreatywnych w biznesie według magazynu Brief. Co trzeba zrobić, by w tak krótkim czasie podbić internet? To przemyślana strategia marketingowa?
To był totalny spontan i szczerość płynąca z naszej strony. Wiedzieliśmy, że musimy być przejrzyści i jasno komunikować, co chcemy osiągnąć. Postanowiliśmy od początku opowiadać o swoim pomyśle, jeździć na konferencje zagraniczne, rozmawiać z ludźmi. To przełożyło się na nasz sukces na Kickstarterze. Networking jest najważniejszy.
Dziękuję za rozmowę!